21 kwietnia pisałam o pomyśle utworzenia wspólnego - komunalego miejskiego ogódka, miejsca, z którego mogliby korzystać wszyscy chętni, miejsca będącego centrum edukacji ekologicznej i elementem integracji międzysąsiedzkiej.
Nie zapomniałam o całej historii. Taka sprawa musi po prostu nabrać swojej mocy i dojrzeć jak dobre wino.
Nie myślcie jednak, że zupełnie nic w tym kierunku nie robię. Byłam już na spotkaniu w lokalnym domu kultury i, co mnie zaskoczyło, zostałam mile przyjęta i udało mi się zainteresować całą akcją. Czekam teraz na akceptację pomysłu przez organy wyższe oraz wogóle sprawdzenie czy cały pomysł ma rację bytu w naszej rzeczywistości.
Zastanawiam się czy urzędnicy w Polsce dojrzeli już do takich działań. Mam nadzieję, że nie będą się dopatrywać w takim pomyśle drugiego dna (naciąganie Państwa na parę metrów kwadratowych, sprzeniewieżenie poletka z chwastami). Wydaje mi się, że takie nieużytki byłyby lepsze dla wszystkich jako wspólne użytki.
Jestem dobrej myśli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz